Koszmar Mortikonu

Koszmar Mortikonu

Mortikon, zjazd ludzi tak samo pokręconych jak ja, nie ma ich wielu, ale są tak samo zwariwani, tutaj nic nie pójdzie nie tak. Długa podróż w ogóle mnie nie zniechęciła, w końcu jestem na miejscu Gdynia, to piękne miasto położone nad morzem Bałtyckim, Gdynia nie była kresem mojej podróży, ale już blisko, może godzinka jazdy. Kilka osób już przybyło na miejsce spotkania, nie jestem pierwszy, chociaż jako jedyny już wcześniej byłem w domu dziewczyny, u której był zlot, to ona zaoferowała udostępnić swój dom, a także podwórko. Na Mortikonie śpimy w namiotach, w końcu jest na tyle ciepło, że to  nie stanowi żadnego problemu, prawda?
   Ale spokojnie, nie tak szybko, w koncu muszę poczekać na jeszcze jedną osobę, nawet nie znam jej imienia, tylko pseudonim. Beza... Vakel, administratorka Mortisa, cóż spotkał mnie zaszczyt dotrzymania jej towarzystwa w dalszej podróży. Wysłałem jej sms informujący o tym, że czekam na miejscu i spokojnie usiadłem, chwilę później dostałem w odpowiedzi identyczną wiadomość, kilkuminutowe poszukiwania po stacji kolejowej nie przyniosły rezultatów, oh no tak, a w międzyczasie dotarł do mnie sms o treści "Czy Ty jesteś łysy?". Dla pewności przeczesałem włosy kląć pod nosem.
-Co do kurwy nędzy?
   Odpisałem prosto i grzecznie, że nie, a chwilę później moje uszy doszedł jeszcze jeden sygnał wiadomości sms, owa wiadomość brzmi mniej więcej tak "Nie zabij mnie, ale jestem w Sopocie".
- Ja pierdolę.
   Krótkie słowa wyrwały się z moich ust, jakieś 30 minut później opanowaliśmy ten mały kryzys i Beza trafiła do mnie, kolejny problem poza jej torbą, do której najwyraźniej wrzuciła cegły, (cyba planowała zbudować w tych okolicach dom) było to, że autobus którym mieliśmy jechać do mety uciekł, a następny był za dwie godziny, na szczęście ten kryzys też został opanowany, a ze stacji odebrała nas Kim. Byłem załamany, ale rozmowa była miła, podróż minęła szybko, a na miejscu czekała reszta ekipy.
  Victor - najmroczniejsze zło w waszym życiu, najprawdziwszy metal jedzący koty i palący biblie, zło biło aż z jego oczu! Dobra, przesadziłem, wyglądał młodo, a żeby popatrzeć na jego twarz musiałem dokupić szczudła.
  Ururu - Skryta, cicha, niczym ninja, przemykała w cieniach i było widać, że knuje coś niedobrego, na pewno planowała właśnie zamach na prezydenta, albo jak pozbawić życia mnie i Kim, aby zostać sam na sam z małymi Kotkami, które ciągle tam ganiały.
No dobra, to też nie jest prawdą, była skryta i cicha, ale raczej dlatego, że nie była do końca oswojona z innymi ludźmi.
Wszyscy się zapoznaliśmy, a z Victorem niemal natychmiast znaleźliśmy wspólny język, było zabawnie i wesoło. Wieczorem rozkładanie namiotu, a potem grill. Już od momentu gdy zapadł zmrok na moim karku czułem czyjś wzrok, niemal czułem obrzydliwy oddech, który zionął złem... i czosnkiem, oraz brakiem pasty do zębów. Jednakże pierwsza noc minęła nam spokojnie, graliśmy w gry, bawiliśmy się, jedliśmy i piliśmy (Danie dnia? Kanapka z chipsami, poleca Victor Shacklebolt!) aż wyczerpani, ale z uśmiechami położyliśmy się w namiocie, nie mogłem przestać odnosić wrażenia, że ktoś, a może coś... obserwuje nas knując coś złego, gdy poczułem dotyk na moim ponętnym tyłeczku (dobra, nie przesadzaj już tak!) aż podskoczyłem, przytuliłem bardziej Kim, która leżała obok mnie i popatrzyłem zdziwiony.
-Czy ty macałaś mnie właśnie po tyłku?
   Oczywiście zaprzeczyła(ale kto wie) Pierwsze o czym pomyślałem, to koty, to na pewno te małe kociaki, które ciągle tu biegają, uznałem, że to prawda i poszedłem spać, zbudziłem się zadowolony rano, chociaż troszkę niewyspany. Ale jednak, to spanie w namiocie ma swoje uroki. Tutaj pozwólcie, że pominę dzień i przejdę do wieczora, bo to właśnie w tym momencie zaczyna się dziać psychodela. Siedzieliśmy w przytulnej altance i rozmawialiśmy o forum, gdy tak rozmawialiśmy Victor kręcił się się, zapewne poszukując kolejnej dziewicy do gwałtu, lub kota do zjedzenia(jednego próbowaliśmy wrzucić na Grilla, ale ten Kot to nasz gospodarz, słabo). Gdy tak się kręcił, w pewnym momencie zobaczył kogoś na dworze w ciemnościach. Niski, w kaszkiecie i z krzaczastymi brwiami, przerażony zawołał nas, wyszedłem tylko ja, a gdy zobaczyłem to co czai się w krzakach byłem przerażony, on wcale nie kłamał, czaił się w krzakach, już po chwili zorientowaliśmy się, że nic nam nie zrobi, bo mama Kim obcięła mu nogi i zakopała do połowy w ziemi (nasz bohater!). Odwróciliśmy się więc i spokojnie wracaliśmy, ale już po chwili usłyszałem kroki, coś się poruszyło i chlup! Coś poleciało w kierunku Victora, to jakiś płyn, który go pokrył. Najwyraźniej żrący, bo już chwilę później poczułem zapach spalenizny, a płyn zaczął dymić na jego cielę, Victor upadł w krzykach, na moich oczach konał w ciemności w ogromnej agonii, a do mnie ktoś się zbliżał, byłem przerażony, sparaliżowało mnie, ale resztkami sił wróciłem do altanki i zatrzasnąłem drzwi, wszyscy chcieli biec aby zobaczyć co się dzieje, byli tak samo przerażeni jak ja. Krzyknąłem tylko szybko, że Victor nie żyję, zebraliśmy się szybko do namioty, nie wiem czemu tam, ale to był nasz azyl, nikt nie myślał już logicznie, Beza płakała, Rurek stał się bardziej milczący, a Kim biegała i skakała spanikowana z łzami w oczach. Zamknęliśmy się w namiocie, krzyki zamilkły, wszyscy byli cicho, nawet te denerwujące muchy przestały bzykać w okolicy. Chwilę później chlup, chlup chlup i namiot był mokry, za chwilę został rozcięty z jednej strony, a Beza zaczęła się szaleńczo śmiać. Zobaczyłem tylko rękę, która wślizgnęła się szparą i pomogła Bezie wstać i wyjść, a po chwili także łysą głowę i zepsute zęby(stąd ten zapach, który czułem ciągle na swoim karku), widziałem to dzięki światłu Latarki Victora, który ciągle żył i miał się dobrze. Pokazał nam buteleczkę z płynem.
- Dymi, ale nie robi krzywdy.
   Byliśmy przerażeni, Beza pocałowała Łysego gościa ze zgniłymi zębami i pożegnała się, a następnie rzuciła w naszą stronę zapałkę. Cały namiot stanął w płomieniach, ostatnie co widziałem konając w płomieniach wraz z Ururu i Kim, to Victor, który wyciąga z ogniska ziemniaki i układa je przy ogniu namiotu w którym płonęliśmy żywcem.
THE END!

2 komentarze:

  1. Zapraszam na Mortikon 2017, gdzie za pomocą tablic do wywoływania demonów i zniczy cmentarnych z najtańszymi wkładami będziemy przywoływać dusze poległych na zlocie mortisowników.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opis mnie 10/10, fabuła też XDD
    Czekam aż poprawisz zdania XD

    OdpowiedzUsuń